Zbyszek Pręgowski i jego blog
Wolnym być
- mimo wszystko
Robi się późno. Czas ruszać w drogę
Slider

Są zdjęcia, które nie żyją już w chwili zwolnienia migawki, są też takie, które żyją i są atrakcyjne przez dziesięciolecia. Być może będą atrakcyjne przez setki lat, ale o tym dopiero się dowiemy - fotografujemy dopiero od niecałych 200 lat.  Robimy miliardy zdjęć dziennie, ale są takie, które zaistnieją na dłużej. Które?

Od czegoś zacząć się musiało

Pierwsze zdjęcie, od czego to wszystko się zaczęło, wyczarował Nicephore’a Niepce’a w roku 1826 Nowozelandzki 2(albo 1827) w rodzinnej posiadłości w Le Grass (koło Chalon).

Eksperymentował na różnych podłożach i z różnymi substancjami światłoczułymi. Wreszcie trafił. Jako podłoża zaczął używać metalowych albo kamiennych płytek. Substancją światłoczułą zaś był asfalt syryjski, który w miejscach bardziej naświetlonych twardniał, w miejscach nienaświetlonych zaś nie twardniał. Następnie, przy pomocy olejku lawendowego wypłukiwał asfalt z miejsc mniej naświetlonych. Podobnie dzisiaj wykonuje się zdjęcia, także przestarzałą od dawna techniką - techniką „gumy”.

Nowozelandzki 1Pierwsze, najbardziej udane zdjęcie wykonał, oczywiście przy pomocy „obscura camera”  z okna pokoju w Le Grass. Zdjęcie wykonane jest na metalowej płycie o wymiarach 20,3 x 16,5 cm. Ze względu na długą ekspozycję, budynki są oświetlone słońcem zarówno z prawej, jak i lewej stronie. Specjaliści nie są zgodni, czy zdjęcie było naświetlane 8 godzin, czy może kilka dni. Na zdjęciu widzimy geometryczne kształty – dach gołębnika, ściany budynków i nieopodal rosnące drzewo (podobno grusza).

Zdjęcie (bo tak chyba o tym obrazie możemy już tak mówić) „Widok z okna w Le Gras” znajduje się na University of Texas at Austin w USA. Nabył je, wraz z inną kolekcją Harry Ransom Center w roku 1963. Prezentowane tu zdjęcie jest poprawioną wersją przez Helmuta Gersheima (Szwajcar), prawdopodobnie ok. 1952 r. Oryginał jest już słabo czytelny.

Od tamtego czasu, od czasu  Nicephore’a Niepce’a fotografia przeszła bardzo długą drogę w bardzo krótkim czasie – miliardy zdjęć dziennie.

Źródło:

- wikipedia.org
-   https://pl.wikipedia.org/wiki/Widok_z_okna_w_Le_Gras

 

Też bym zazdrościł

„…zazdrościli mi go wszyscy chirurdzy na świecie"* - powie po latach o tym zdjęciu jego bohater – prof. Zbigniew Religa. Fotografia została uznana przez National Geographic za najlepsze zdjęcie 1987 roku. Kilkanaście lat później ów magazyn uznał ją za jedną ze stu najważniejszych fotografii w historii. Fotografia ta zajęła także drugie miejsce w kategorii Nauka i Technologia w World Press Photo w 1987 roku.

Nowozelandzki 3

Fotoreporter „National Geographic” James L. Stanfield  zrobił to zdjęcie w nocy z 4 na 5 sierpnia 1987 roku w klinice kardiochirurgii profesora, wtedy doktora, Zbigniewa Religi. Pamiętajmy, że fotograf posługiwał się wtedy aparatem analogowym. James Stanfield wykonał to i inne zdjęcia, relacjonując upadający i przestarzały bezpłatny system opieki zdrowotnej w PRL-owskiej Polsce, który w latach 80. znajdował się w stanie narodowego kryzysu. Czyżby historia zatoczyła krąg?

Magazyn "National Geographic" opisując historię tego zdjęcia pisał - "po 23 godzinach i po 22 rolkach filmu, fotograf James Stanfield wiedział, że w końcu wykonał perfekcyjne zdjęcie”.

Na zdjęciu, na pierwszym planie widzimy, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości, zmęczonego prof. Religę wpatrzonego w kardiomonitor, do którego był podłączony pacjent. Na stole operacyjnym – pacjent. W narożniku sali operacyjnej leżący i śpiący ze zmęczenia członek zespołu operacyjnego - Romuald Cichoń, wtedy asystent profesora.

Na stole operacyjnym, do czego się przyznaje, Tadeusz Żytkiewicz, leży on sam - pacjent, któremu jak sam mówi „profesor dał drugie życie”. AleNowozelandzki 4 … profesor Zembala o tym zdjęciu mówi – „Pamięć bywa zawodna, więc jako strażnik pamięci Religi przypominam, że pacjentem z tego słynnego zdjęcia był Tadeusz G. lat 63, który, niestety zabiegu nie przeżył. To zdjęcie dobrze przekazuje zarówno dramat chorego, jak i dramat lekarza.”**

James zużył wtedy, jak mówi National Geographic 22 rolki filmu. Na każdej rolce było 36, a jak zakładało się oszczędnie mogło być nawet 38 zdjęć. Tak więc James w klinice prof. Religi zrobił wtedy przeszło 800 zdjęć, prawie co półtorej minuty jedno zdjęcie. Czy więc pomyłka była możliwa? A może James spędził w klinice kilka dni? Albo i tydzień? Wtedy te 800 zdjęć byłoby realne. Każda klatka, to koszty: negatywu, wywołania, powiększenia. Wtedy się oszczędzało. Nie to co teraz, w dobie cyfrówek.

Fotografia stała się zdjęciem roku 1987 magazynu National Geographic, a do tego znalazła się na liście 100 najważniejszych zdjęć w jego historii.

Prof. Marian Zembala pisząc biogram (link) (tu jest link do biogramu) swojego Mistrza rozpoczął cytatem „Aby rozpalić entuzjazm u innych, sam musisz nim płonąć…”. A Religa płonął. Płonął przez całe swoje życie. W biogramie znajdujemy wymienionych lekarzy – kardiochirurgów, dzisiaj nierzadko już profesorów,  których Religa „zapalił” do tej roboty: Marian Zembala, Piotr Knapik, Roman Przybylski, Jerzy Pacholewicz, Bogdan Ryfiński, Bronisław Czech, Jacek Wojarski, Andrzej Bochenek, Stanisław Woś, Ryszard, Bachowski, Tadeusz Ceglarek, Jacek Molla, Janusz Skalski, Michał, Wojtalik, Bronisław Czech, Jacek Wojarski, Ewa Kucewicz, Tadeusz Gburek, Jacek Skiba, Witold Gwóźdź, Roman Cichoń, Jacek Kaperczak, Jan Borzymowski, Ireneusz Haponiuk.

Piękny dorobek Panie Profesorze. Dziękujemy.

*„Religa. Człowiek z sercem w dłoni”, Jan Osiecki
**Maria Zawała, „Spacer po klinice profesora Religi” (wywiad z prof. Zembalą)

Źródło:

 

Był nadzieją

 

Nowozelandzki 5To zdjęcie Karola Wojtyły - arcybiskupa, metropolity krakowskiego na spotkaniu z góralami zrobiłem w okolicach Zakopanego. Zanim został papieżem. Gdyby jednak pamięć mnie zawodziła, to zdjęcie (NZ_5_ 800px) musiałoby być zrobione w okresie Jego pierwszej pielgrzymki do Polski w dniach 2 – 10.06.1979 r. Wtedy jednak odwiedził Warszawę, Gniezno, Częstochowę Kalwarię Zebrzydowską Wadowie i Kraków (źródło – dzieje.pl) i nie był w Zakopanem.  Tak więc, ż całą pewnością zdjęcie to zrobiłem, zanim został papieżem.

Kiedy w Polsce wprowadzono stan wojenny, wielu z nas zrozumiało, że nastąpiło przyspieszenie „gotowania żaby”. Atmosfera była przygnębiająca. Szukaliśmy pocieszenia. Chodziliśmy do kościoła na coniedzielne „Msze za Ojczyznę”, co na krótko dawało niewielkie pocieszenie. Wsłuchiwaliśmy się uważnie w słowa ks. Jerzego Popiełuszki. W dobrym tonie było uczestniczyć w mszach w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, gdzie kazania głosił ks. Popiełuszko. Słuchaliśmy potem tych kazań w RWE. Cieszyły nas opowieści, że UB-ecja nie złapała jeszcze Bujaka. Niesamowite emocje budziły kartki produkowane przez internowanych, które jakoś do nas docierały. Jak oni to robili?

Pewnego dnia przypomniałem sobie zdjęcie zrobione w Zakopanem. Nigdy wcześniej go nie kopiowałem. Było tylko na negatywie. Odnalazłem negatyw, odnalazłem klatkę i skopiowałem. Tak, to jest On – pomyślałem. Zrobiłem jeszcze większe powiększenie i wyciąłem „Go” do formatu ok. 6,5 x 9,5 cm – żeby pasował do portfela. Wpasował się tam na wiele lat.

Zdjęcie nosiłem w portfelu przez cały okres stanu wojennego, a potem już z przyzwyczajenia, do śmierci Jana Pawła II (2.04.2005). Portfele pewnie się zmieniały, a On tam zawsze był. Był moją nadzieją. Nadzieją na wolną, niepodległą, niezależną, demokratyczną Polskę. Wierzyłem, że tylko On może nam pomóc, jak nikt inny. Wtedy ta wiara była mi bardzo potrzebna.

Nowozelandzki 6

Potem, kiedy przyszedł 2 kwietnia 2005 roku, Jan Paweł II odszedł od nas na zawsze. Polska wtedy była już wolna, niepodległa, niezależna i demokratyczna. Prawie od roku byliśmy członkiem Unii Europejskiej, ale czy byliśmy Europejczykami? Tak wewnętrznie, mentalnie? Gdybyśmy byli, to nie oddalibyśmy Jej w 2015 roku.

Kiedy umierał, zdjęcie wciąż jeszcze było w moim portfelu. Dopiero kiedy zmarł, wyjąłem je z portfela, moje zdjęcie z Nim, znalazłem prostą ramkę (innej wtedy w domu nie było) i włożyłem je do niej. Na ramce z braku prawdziwej kokardki, przykleiłem kokardkę zrobioną ze sznurówki. Wszystko postawiłem na półce biblioteki. Stoi tam do dnia dzisiejszego. W tej samej ramce i z kokardką ze sznurówki.

Minęły lata, historia zatoczyła koło, a ja znowu, od sześciu lat dalej poszukuję nadziei. Kogoś, kto tą nadzieję, tak jak On, mi da. Nadzieję na lepsze, sprawiedliwe i uczciwe jutro. Na sprawiedliwą i uczciwą Polskę. Na Polskę prawą i sprawiedliwą. Kandydat pilnie poszukiwany.

 

Po prostu istnieliśmy. Przeżyliśmy.

Nowozelandzki 7Kiedy bohaterka, wydawałoby się doskonale znanego przez wszystkich zdjęcia rozpoznała się na nim minęły 22 lata. Tak, to ja – pomyślała zapewne i wysłała do magazynu list z prośbą o natychmiastowe wycofanie ze sprzedaży wszystkich niesprzedanych jeszcze egzemplarzy w celu ochrony jej praw i praw jej rodziny.  W tym czasie jednak fotografia była już własnością publiczną i ani autorka zdjęcia, ani magazyn, który je opublikował nie miał żadnego wpływu na to, co się z tym zdjęciem dzieje.

Dorothei Lange pracowała dla Farm Security Administration – agencji rządowej New Deal (Nowy Ład!) której celem było pomagać robotnikom rolnym w zwalczaniu skutków Wielkiego Kryzysu (1929-33). Pewnego dnia, a był to luty, albo marzec 1936 roku po latach powie – „Zobaczyłam głodną i zdesperowaną matkę i podeszłam do niej jakbym była przyciągana magnesem. Nie pamiętam, jak wyjaśniłam jej swoją obecność z aparatem fotograficznym, ale pamiętam, że nie zadawała mi żadnych pytań. Zrobiłam pięć ekspozycji, podchodząc coraz bliżej z tego samego kierunku”. Działo się to na obozowisku migrujących pracowników rolnych jadących w poszukiwaniu pracy na północ autostrad 101 przez hrabstwo San Luis Obispo, jakieś 175 mil na północ od Los Angeles. Wielu rolników rolnych przymierało wtedy głodem z powodu braku pracy, bo zła pogoda zniszczyła uprawy grochu, przy zbieraniu którego pracowali.

W innym miejscu Lange opisuje zastaną sytuację następująco – „Ona i dzieci żywiły się zamarzniętymi warzywami z pola i dzikimi ptakami, które upolowały dzieci. Zboże grochu zmarzło, nie było pracy. Nie mogli pojechać dalej, bo właśnie sprzedała (bohaterka zdjęcia) opony z samochodu, żeby kupić jedzenie”.

Lange zrobiła wtedy co najmniej siedem zdjęć, nie zaś jak pamiętała – pięć. Ale jedno zatytułowane Migrant Mother (Matka Migrantka) było publikowane nieomal wszędzie, a w wielu magazynach po wielokroć i w ten sposób stało się ikoną Wielkiego Kryzysu. To pod wpływem tego zdjęcia, jak się przypuszcza, opublikowanego w „San Francisco News”, rząd USA wysłał 20 000 funtów (ok. 10 ton) żywności na obozowisko zbieraczy grochu.

Nowozelandzki 8

Wszystkie zdjęcia Dorothei Lange były bezimienne. Taka też była polityka FSA (Roy Stryker – kier. projektu), aby bohaterowie zdjęć byli postrzegani jako zwykli ludzie w niefortunnych sytuacjach, którym administracja Roosevelta próbowała pomóc.

Anonimowość zdjęcia trwała 42 lata. Do roku 1978, kiedy to reporter „Modesto Bee” znalazł ją w przyczepie kempingowej pod Modesto w Kalifornii. Matka Migrantka miała wtedy 75 lat i nazywała się Florence Owens Thompson. Florence urodziła się w 1903 roku i nazywała się wtedy Florence Leona Christie na indiańskim terytorium, obecnie Oklahoma. Pochodziła z plemienia Czirokezów (Cherokee). Jej ojciec opuścił rodzinę przed jej narodzeniem. W wieku 17 lat wyszła za mąż za 23-letniego Cleo Owensa. Wiosna 1931, kiedy  Owens zmarł na gruźlicę, Florence była w ciąży z szóstym dzieckiem.

Utrzymywała rodzinę pracując jako „parobka” – wykonując najczęściej prace zbieracza płodów rolnych. Wkładała wtedy swoje dzieci do toreb i nosiła je z sobą pracując w rzędach. Za 100 funtów zebranej bawełny zarabiała 50 centów. Dziennie w ten sposób zbierała 450, 500 funtów i dodaje w tym miejscu, że sama „nie ważyłam nawet 100 funtów). Jak nietrudno policzyć, dziennie zarabiała do 2,5 dolara.

W 1933 roku urodziła siódme dziecko ze związku z przedsiębiorcą, u którego pracowała. W obawie przed zabraniem jej tego dziecka, przeniosła się na pewien czas do Oklahomy.

W miejscowości Shafter (Kalifornia), gdzie się przeprowadziła za pracą poznała Jima Hilla. Z tego związku miała trójkę dzieci. Hill nie potrafił utrzymać się w żadnej pracy. Ciężar utrzymania rodziny spadał na Florence. Ona potrafiła pracować. I Jej się chciało. Przez kolejne lata pracowała w szpitalach, barach, kuchniach i oczywiście na polach. Zawsze, jak zaznacza, od świtu do zmroku. Mieszkali w samochodzie albo w namiocie. Dzieci, z powodu wiecznej pogoni za pracą nie chodziły do szkoły.

Po II wojnie światowej zamieszkała w Modesto. Tam też po raz kolejny wyszła za mąż za Georgea Thompsona, pracownika administracji szpitala. Należy przypuszczać, że Georg albo wcześniej zmarł, albo Ją opuścił.

Kiedy w 1983 roku reporter Ją odnalazł, mieszkała samotnie w przyczepie. Miała 10 dzieci. Dzieci kupiły Jej dom, ale Ona nigdy w nim nie zamieszkała „Muszę mieć pod sobą koła” – mówiła. Zapytał ją także – jak to wszystko przeżyła? „Po prostu istnieliśmy. Przeżyliśmy. Ujmijmy to w ten sposób” – odpowiedziała Florence Owens Thompson. Po prostu. Tak po prostu! Tak po prostu?

Miała problemy z sercem i miała raka. Do tego jeszcze dopadł ją udar. Leczenie był drogie. Potrzebowali 15 000 dolarów. Rodziny nie było stać. Wtedy dzieci wpadły na pomysł, że należy wykorzystać znany wizerunek matki jako „Matka Migrantka” i ogłosić zbiórkę publiczną. Nie było jeszcze Internetu. Napłynęły do Niej tysiące listów i przeszło 35 000 dolarów datków.  

Zmarła wkrótce po udarze – 16 września 1983 roku.

Jej córka – McIntosh powiedziała – „Nigdy nie mieliśmy dużo, ale zawsze upewniała się, że coś mamy. Czasami nie jadła, ale sprawdzała, czy my, dzieci, jadłyśmy”

Źródło:

 

Najbezpieczniejsze miejsce

Na miejscu dźwiękowca nie odważyłbym się wyciągać ręki do najodleglejszych potencjometrów konsoli. Nie odważyłbym się zapewne także ani na nagrywanie dźwięku, ani na nagrywanie video w warunkach jak na tym zdjęciu. Nooo … możeeeee….. ostatecznie w roli fotografa fotografującego scenę z bezpiecznej odległości? Może zabezpieczony solidną klatką?

 To zdjęcie z 1928 roku przedstawia kręcenie czołówki dla Metro Goldwyn Mayer Studios Inc. Operatorzy nagrywali film i ryk lwa. Co z tego, że lew był tresowany?

Nowozelandzki 9

Źródło:

 

Zdobyć sławę przez zapomnienie

2953 obrotów Ziemi wokół własnej osi i przeszło 8 obrotów Ziemi wokół Słońca. Tyle na jednym zdjęciu zarejestrowała Regina Valkenborgh. Przez przypadek, bo zapomniała. Ale od początku.

Nowozelandzki 10Regina Valkenborgh, studentka wydziału sztuki na Uniwersytecie Hertfordshire (University of Hertfordshire) prawdopodobnie pod wpływem wykładu, którego tematem była camera obscura i kamery otworkowe postanowiła zrobić doświadczenie. Do każdej z ośmiu puszek po piwie włożyła po kartce papieru światłoczułego, szczelnie je pozamykała, powiesiła w ośmiu różnych miejscach na terenie uczelnianego obserwatorium astronomicznego i …. zapomniała. Było to w czwartek, 16 sierpnia 2012 roku.

Pewnego dnia, a było to w pierwszej połowie września 2020 roku David Campbella – pracownik techniczny obserwatorium zainteresował się bardzo podobnymi, ośmioma pojemnikami wiszącymi w różnych miejscach obserwatorium. Ustalił, co one zawierają i kto je powiesił. Zadzwoni do Reginy z pytaniem - co mam z tymi „camerami” zrobić?  Wyrzuć - odpowiedziała Regina i była wtedy przekonana, że wszystko się zniszczyło pod wpływem warunków atmosferycznych. I ponownie zapomniała o kamerkach. Ale David, kiedy już je pozdejmował, a pozdejmował je 19 września 2020 roku, postanowił sprawdzić stan. We wszystkich, z wyjątkiem jednej, papier światłoczuły był zniszczony. Odtworzył zarejestrowany obraz, który wielu ludzi wprowadził w zachwyt na wiele lat, a Reginie dał sławę.  Tak właśnie powstało to zdjęcie – 2953 dni, a każdy najmniejszy promyczek ze Słończ pokonywał odległość prawe 150 mln km w czasie 8 min 19 sek. I to wszystko na zdjęciu Reginy.Nowozelandzki 11

Modne i atrakcyjne z punktu widzenia fotografowania bardzo długimi czasami są puszki po piwie? Zastanawiam się, dlaczego. Bo przecież zarejestrowany tam obraz, jest obrazem zniekształconym. Obraz naturalny byłby, gdyby rolę „obscura camera” pełniło np. pudełko po butach z płasko ułożonym papierem fotograficznym na ścianie przeciwnej ścianie z otworkiem. 

Dlaczego więc? Prawdopodobnie dlatego, że łatwiej jest zrobić „camera obscura” z puszki po piwie niż z czegoś innego. Poza tym nie bez znaczenia jest bardziej fotogeniczny obraz zarejestrowany w kształcie powyginanych świetlnych łuków. 

Zanim powstało zdjęcie Reginy, na uniwersytecie Reginy uważają, że najdłużej naświetlanym zdjęciem było zdjęcie Michaela Wesely’ego trwające 4 lata i 8 miesięcy. Michael Wesely jest niemieckim artystą, który specjalizuje się także w zdjęciach z długimi czasami ekspozycji. 

Gdyby technika solarygrafii kogoś zainteresowała, polecam doskonały materiał szkoleniowy Justina Quonnell’ego  z czerwca 2012 roku.

Osobiście mam jednak zastrzeżenia, bo negatyw naświetlony na wklęsłej ściance puszki po napoju obraz zniekształca. Ale być może to jest potem piękne w tych obrazach.

Źródło:

 

Autoportret

Nowozelandzki 12

 

 

 

 

 

 

 

 

Zdecydowanie lepiej czuję się za, niż przed aparatem fotograficznym. Tym razem zrobiłem wyjątek i przesiadłem się przed kamerę. Autoportret se zrobię – pomyślałem.  Właśnie świeżutko sobie go zrobiłem z okazji …. no właśnie, z okazji daty: 02.02.2022