Zbyszek Pręgowski i jego blog
Wolnym być
- mimo wszystko
Robi się późno. Czas ruszać w drogę
Slider

Siemanko – powiedział młody człowiek przysiadając się na ławkę,  na której już siedziałem.

  • Siemanko – odpowiedziałem, bo wydawało mi się to najodpowiedniejsze, co w tej sytuacji powinienem powiedzieć.

Chłopak, jakieś 18 lat, wyglądał na sympatycznego, inteligentnego i bystrego. Maturzysta – pomyślałem. Albo student pierwszego roku.

  • Głosujesz? – pojechał do mnie na „ty”
  • Tak, głosuję od 18 roku życia, a od 89-go zawsze.
  • Ale ja pytam czy głosujesz teraz, 15-go października?
  • Tak, jak nic nieprzewidzianego się nie wydarzy – odpowiedziałem możliwie precyzyjnie
  • A na kogo? – spytał z wyraźnym zainteresowaniem.
  • A dlaczego pytasz? – odpowiedziałem pytaniem
  • Bo wyglądasz na równego facia. Moi starzy są spoko, myślą nowocześnie. I przyszłościowo. Starzy ojca też są w porzo, ale starzy mamy są zacofani. Typowe dziadersy. Beznadzieja.
  • Mówisz o dziadkach ze strony mamy? – zdążyłem wtrącić.
  • Tak, zakochani w PiSie. Głosują na piS. Mówią jak PiS. Myślą jak PiS chce, żeby myśleli. Jednym słowem dzia-der-si w pełnym tego słowa znaczeniu. Beznadzieja. Trudno rozmawiać. Trudno przekonać, że to o nas, swoich wnukach powinni przede wszystkim myśleć. A oni tylko o czternastkach, trzynastkach, prezesie, proboszczu. Nie da się z nimi rozmawiać. Mam dziadków, a jakbym nie miał - dodał z żalem i na dość długo się zamyślił, a potem dodał – a tak naprawdę to są fanatykami, cynikami i egoistami.

siemanko robię to dlaŻal mi się chłopaka zrobiło.  W czym ci mogę pomóc? – spytałem i szczerze zapragnąłem  mu pomóc, bo to jego ostatnie zdanie spowodowało, że mu współczułem i go polubiłem. Nawet bardzo.

  • Jesteś w ich wieku. Zdecydowanie nie wyglądasz na dziadersa.
  • Dziękuję – wtrąciłem zadowolony z opinii.
  • Chciałbym, żebyś ze swojego doświadczenia życiowego, poradził mi, jak mam z tymi dziadersami, moimi rodzonymi dziadersami rozmawiać, żeby zrozumieli, że w nadchodzących wyborach nie o 500+, 800+, trzynastą, czy czternastą emeryturę chodzi, a o przyszłość tych, których do cholery często, może nawet kochają. M oże kochają. Doradzisz mi, jak mam z nimi rozmawiać. Co im powiedzieć?
  • Oooooo, stawiasz przede mną trudne zadanie. Daj pomyśleć. Czuję się w tej sytuacji odpowiedzialny za przebieg twojej z dziadkami rozmowy.

Siedzieliśmy dłuższą chwilę nie rozmawiając. Nie potrafiłem pozbierać myśli, bo zadanie, które postawił przede mną ten młody człowiek, miałem wrażenie, mnie przerasta.

  • Wiesz co? – po chwili wydusiłem z siebie. A gdybyś spróbował z nimi, twoimi dziadkami, tak jak przed chwilą ze mną? Ja cię zrozumiałem i wysłuchałem. Przekonałeś mnie, to może przekonasz i dziadków? Tak wiem, ze mną było łatwiej. Ale może dwie, trzy, cztery rozmowy? Musisz się do nich zbliżyć, próbować ich zrozumieć. Wtedy, być może, oni ciebie zrozumieją.
  • Liczyłem na lepszą radę. Może nawet liczyłem na cud? Ale przecież cudów nie ma.
  • Nie zawsze musi być tak, chwyciłem się jeszcze jednego pomysłu, że to starsi uczą młodych. Czasem, być może, trzeba to zrobić odwrotnie. A przy okazji sprawdzisz swoje umiejętności pedagogiczne i negocjacyjne. A nóż się uda?
  • Spróbuję, obiecuje.

Nabrałem sympatii do chłopaka. Wymieniliśmy się telefonami i tak jeszcze siedząc na tej ławeczce rozmawialiśmy o różnych sprawach. Obok nas przechodzili ludzie, najczęściej nie zwracając na nas uwagi, ale w pewnym momencie przechodziło trzech, jakby ich określić – szemranych.

  • Kurna, kopara zawsze mi opada, jak widzę starego facia, podrywającego młodego chłopaka – powiedział jeden z nich celowo głośno, abyśmy i my usłyszeli.

Roześmialiśmy się i nie skomentowaliśmy głupiej uwagi. Każdy ma swoją wizję tego świata. Każdy ma inną. Każdy widzi to, co chce zobaczyć.

Ps.  Chłopak na imię Adam. Jest w klasie maturalnej liceum. Zanim napisałem ten tekst zadzwonił i powiedział, że jest już po pierwszej rozmowie, ale przed następnymi. Dodał jeszcze, ze rozmowa potoczyła się lepiej, niż przewidywał. Nie odpuszczam, dodał,  będą następne. Może jednak w rozmowie metoda?

siemanko dziadkowie

 

 

 

 

Poleciłem AI, aby możliwie dokładnie, na ile ją stać,  namalowała portret dziadków Adama. Z jakiegoś powodu wybrała obraz olejny. Adamie, przy najbliższym spotkani spytam Cię - czy jest jakieś podobieństwo Twoich dziadków z tym obrazem?

 

Trzy razy w ostatnim tygodniu dzielnicowy podjeżdżał pod mój dom. Za każdym razem żona informowała go, że jestem w pracy. Ostatnim razem dała mu mój nr telefonu. Zadzwonił dzisiaj i powiedział, że chce mnie przesłuchać jako świadka. Potem okazało się, że albo skłamał, albo się przejęzyczył. Okazało się, że na dokumencie „pouczenie…”, który już na komisariacie dostałem,  widnieje informacja, że jestem podejrzany.

Ddziel 2No dobra, pojechałem na ten komisariat. Dzielnicowy posadził mnie na krześle, które stało w rogu pokoju. Było tam jeszcze jedno krzesło, ale widać, „podejrzany” nie jest godny na nim siadywać. Źle się czułem na krześle w rogu. Te miejsca, w których przesłuchuje się „podejrzanych” tak już prawdopodobnie mają. Chodzi o upokorzenie przesłuchiwanego od samego jego wejścia. Cholernie nie jest to sympatyczne.

Potem „Pan” dzielnicowy odczytał mi moje prawa. Niewiele z tego zrozumiałem, ale prawdopodobnie też o to w takich sytuacjach chodzi. Podpisałem wyżej wymienione już „pouczenie…” i „Pan” dzielnicowy, wciąż z poważną i groźną miną przedstawił mi zarzuty. Zanim jednak przedstawił zarzuty,  spytał o majątek, o samochód, o miesięczne dochody. Wszystko budziło mój niepokój, a najbardziej dochody. Miałem wątpliwości, czy muszę tak każdemu, kto się zapyta szczerze odpowiadać.

  • Dochodyyyyy …. No chyba tego nie muszę podawać.
  • Musi pan, niech pan poda mniej więcej – powiedział „Pan” dzielnicowy, po raz pierwszy z jakąś ledwo wyczuwalną niepewnością w głosie
  • To ja podam emeryturę, bo poza tym, że pracuję to mam też emeryturę – odpowiedziałem z nadzieją, że nie będę musiał być aż tak precyzyjny.
  • To niech pan poda emeryturę – z jakąś taką satysfakcją wewnętrzną powiedział Pan dzielnicowy
  • „Mniej więcej” – odpowiedziałem cytując pana dzielnicowego – mniej więcej, mniej będzie to około 1500.

Nie spytał czego 1500, a mnie to nie przeszkadzało. Świadomie nie uzupełniłem mojej informacji o zarobkach.

Potem były zarzuty. A zarzuty dotyczyły tego, że w w dniu 11 lipca samochód zarejestrowany na moje nazwisko wyłudził miejsce parkingowe. Wielokrotnie potem, kiedy używałem określenia „wyłudził miejsce parkingowe”, „Pan” dzielnicowy poprawiał mnie, że „wyłudził usługę parkingową”. Nie widzę różnicy, ale „Pan” dzielnicowy, tak.

Potem w trakcie składania zeznania, ustaliłem, że faktycznie samochód jest zarejestrowany na moje nazwisko i jest to samochód służbowy, którym pracownicy przychodni dojeżdżają do pacjentów. „Pan”  dzielnicowy spytał, czy mogę ustalić, kto 11 lipca o 15:43 korzystał z tego samochodu.

Zadzwoniłem najpierw  do Marcina i okazało się, że to on. Pamięta to zdarzenie i po krótce mi opowiedział. Otóż podjechał na parking, żeby coś kupić w sklepie spożywczym. Zanim jednak zrobił zakupy, poszedł do banku w sąsiedztwie wyciągnąć pieniądze na zakupy. Po powrocie z banku, wszedł do sklepu i zrobił zakupy. Kiedy wyszedł ze sklepu, za wycieraczką znalazł kartkę z napisem, że  ma zapłacić 50 zł za parkowanie, ponieważ w czasie parkowania był w banku. Poszedł do pani, która wskazana była na kartce i która pracowała w pobliskim lombardzie. Widocznie lombard dorabia pilnując parkingu.  Uznał, że skoro był klientem sklepu spożywczego, do którego parking należy, oplata 50 zł jest niczym innym jak wyłudzeniem. Tak też powiedział pani z lombardu i nie zapłacił owych 50 zł. Ot i całe podejrzenie. I o to jestem podejrzany.  Teraz chyba już nie. Teraz podejrzanym jest Marcin. A ja? Czy powinienem się czuć jak kapuś? No bo przecież zakapowałem człowieka. Pracownika, dobrego pracownika, ale przecież człowieka. Kapuś, który doniósł na własnego pracownika? Dałem radę przez cały PRL, a w wolnej Polsce …. Jak żyć „Panie” dzielnicowy? – nurtuje mnie pytanie.

A wracając do mojego przesłuchania – „Pan” dzielnicowy zapisał, jak sądzę,  to co powiedziałem i powiedział, że mogę już iść, a on prześle materiały do Buska i tam przesłuchają prawdziwego sprawcę – Marcina.

A protokół? – spytałem. Nie wydrukuje „Pan”?.

- nie muszę – odpowiedział „Pan” dzielnicowy.

- jak to pan nie musi? – ze zdziwieniem spytałem.

Wtedy walnął „Pan” dzielnicowy najprawdopodobniej w „Ctrl + P” potem „Enter” i drukarka zacharczała i wypluła kilka kartek. Tak, tak – nazbierało się tego przestępstwa kilka kartek. Potem „Pan” dzielnicowy poskładał karki, spiął je zszywaczem, ptaszkiem zaznaczył miejsca w których mam podpisać. Podpisałem bez dokładnego czytania z nadzieją, że dostanę drugi egzemplarz.

Ale figa. Z makiem jeszcze. Okazuje się, że drugi egzemplarz protokołu, który podpisałem, a przypominam, że sam wymusiłem ten protokół w formie papierowej, mi się nie należy. Drukarka wypluła tylko jeden egzemplarz.

- jak to mi się nie należy spytałem zdziwiony.

- nie należy się – stanowczo, bardzo stanowczo, z pewnością doskonałej znajomości wszystkich aktów prawnych odpowiedział Pan dzielnicowy.

  • wobec tego poproszę o akt prawny, na podstawie którego nie mogę dostać dokumentów, które podpisałem. Pomyślałem sobie, że skoro nie daje mi tego protokołu, skoro nie musiał go nawet drukować, to skąd ja mam pewność, że w tym protokole nie dopisze czegoś, albo, że go całkowicie nie zmieni? Wrogość Pana dzielnicowego wobec mnie od samego początku mojego wejścia do tego pokoju na komisariacie dawała mi prawo myśleć, że coś takiego może się zdarzyć. Odwróciłem kartkę z „pouczeniem …” i byłem już gotów zapisać ważny w tej sytuacji dla mnie akt prawny na podstawie którego nie mam prawa ubiegać się o mój egzemplarz zeznania.
  • W tej sytuacji muszę poprosić kierownika komisariatu – powiedział Pan dzielnicowy i wyszedł.

Po dłuższej chwili wrócił w towarzystwie drugiego, jak się domyślam – kierownika. Wciąż czekałem w gotowość do zapisania owego aktu prawnego, ale w pewnej chwili pomyślałem , że lepiej będzie, jak to, co mówi Pan kierownik nagram na dyktafon. Powiedziałem o tym kierownikowi w obecności dzielnicowego.

  • jak tak (że chcę nagrywać), to ja muszę się przygotować – odpowiedział Pan Kierownik i wyszedł. Wychodząc powiedział, że potrzebuje jakieś 5 minut. Mam nagranie.

Nie było go dłuższą chwilę, po czym wrócił z jakimiś książkami i zaczął mi wyjaśniać. To nagranie zarchiwizowałem.

Potem wyszedłem  z przesłuchania w komisariacie bez mojego dokumentu z przesłuchania z głębokim przekonaniem, że mi się należał i w takim stanie pozostanę do Bożego Narodzenia, a może nawet Wielkiej Nocy. Albo dłużej

Ps. Czy wiecie teraz, dlaczego przestępcy nie są łapani? Bo nasza Policja ściga dłużników za 50 zł. Tylko ten jeden dzielnicowy, aby przesłuchać, teraz wiemy że niewinnego, na trzy dojazdy i czas przesłuchania  zmarnował co najmniej 2,5 godziny. Ile takich spraw, tylko ten jeden dzielnicowy ma w tygodniu, w miesiącu, w roku?

Wybrałem się ostatniego dnia roku na spacer swoją ulubiona trasą – wzdłuż Czarnej Nidy. Jakiś czas temu wyznaczyłem sobie dystans 8,5 – kilometrowy. Aby go zrealizować, ten dystans, w niektórych miejscach bywam trzy razy. W takim właśnie miejscu dzisiaj wędkarz łowił ryby. Kiedy wiec pojawiłem się tam po raz trzeci zapytał – co pan się tu tak kręci?

  • Grzybów szukam. Żona mnie wysłała, żebym nazbierał na zupę – odparłem.
  • Ale teraz grzybów już nie ma – wyjaśnił mi wędkarz.
  • Wiem, bo żadnego nie znalazłem.
  • To po co pan ich szuka?
  • Bo żona mi kazała. A pan co robi? – zapytałem zadziornie.
  • Ryby łowię
  • A dużo pan już złapał?
  • Żadnej – odparł wędkarz.
  • Też żona pana na ryby wysłała? – spytałem z nadzieją, że nie tylko mnie żona chce się z domu pozbyć na jakiś czas.
  • Nie, ja tu z własnej woli – odparł, wyraźnie zadowolony, że „nie pantoflarz”.

aaa

Ps. Przepraszam Pana Wędkarza, że niezbyt dokładnie zacytowałem jego słowa

 

Jakże wymowny, szczególnie dzisiaj, kiedy ujawniono przy okazji zboża ukraińskiego, oszustwa polskiego rządu wobec polskiego rolnika – „człowieka prostego” jest wiersz Miłosza pt. „Który skrzywdziłeś …”

Poeta – Czesław Miłosz w tamtym czasie, czasie PRL-owskiego totalitaryzmu, w swoim wierszu „Który skrzywdziłeś …” broni prostego człowieka przed panującym wtedy powszechnym złem, broni moralności i etyki oraz daje nadzieję, że przyjdą nowi ludzie, którzy, jak On – przejmując jego dzieło będą walczyć z totalitaryzmem. Czy zwyciężą? – tego Poeta jeszcze nie wie.

Ale my dzisiaj już wiemy, przyszli i zwyciężyli. Stworzyli Solidarność, powołali lidera i zwyciężyli. Zwyciężyliśmy.

Ponieważ, podobno, historia lubi się powtarzać – powtórzyła się. Dzisiaj nie mamy już tamtej „Solidarności”. Nie mamy tamtego Lecha Wałęsy, ale mamy …. Koalicję Obywatelską, mamy Tuska, mamy Trzaskowskiego, mamy wielu mądrych i inteligentnych przywódców …. mamy więcej jak wtedy.

„Który skrzywdziłeś ... „ - Czesław Miłosz

Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,

Choćby przed tobą wszyscy się skłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoja cześć kując,
Radzi że jeszcze jeden dzień przeżyli,

Nie bądź bezpieczny.
Poeta pamięta.
Możesz go zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.


A także pomówienia i kradzieże,
W każdej jednej z tysiąca aferze.

Ostatnimi dwoma wersami, czyniąc to z ogromną nieśmiałością wobec talentu prawdziwego Poety, uzupełniłem Jego dzieło z przekonaniem, że nawet On tego nie przewidział.

Ktory skrzjpg

Drogi Czytelniku, jeżeli tekst ten wyda Ci się długi, nudny, trudno czytalny ….. to czy czytałeś kiedyś artykuł naukowy? Miłej lektury.

 

Gatunek ten długo rozwijał się na naszej planecie, aby teraz stał się gatunkiem zagrożonym i wszystko wskazuje, że kwestią jest raczej miesięcy, niż lat, że zacznie gwałtownie ginąć na skutek wad genetycznych początkowego, a potem dziecięcego okresu rozwoju.

1Gatunek ten szczególnie rozwinął się i zaistniał w Polsce. Ulubionymi jego terenami siedliskowymi były biedniejsze i mniej wyrobione intelektualnie regiony Polski. Szczególnie Polski wschodniej, gdzie do dzisiaj zauważyć można skamieniałe już, co prawda, pozostałości po ruskim zaborze, ruskiej kulturze i ruskim złodziejstwie. W pewnym okresie, wymienione wyżej skamieliny stanowiły doskonałą pożywkę  gatunku. Niestety, pożywka na skutek intensywnego z niej korzystania zaczęła się utleniać, ukulturalniać i przybierać postać podobną do tej z zachodniej części Polski.

Mówimy tu oczywiście o gatunku, zwanym popularnie przez zamieszkałych na tej planecie i na terenach, gdzie są ich największe skupiska - „pisiorami”. Nazwa łacińska tego gatunku brzmi - octo stellae, co w wolnym tłumaczeniu znaczy – ośmiogwiazdkowcy.  Anglicy zaś gatunek ten określają trzema słowami - species of eight stars, co w tłumaczeniu dosłownym znaczy – gatunek ośmiu gwiazd.

Badania naukowe wykazują, że długoterminowe przetrwanie tego gatunku nie jest możliwe. Znacznie dłużej – twierdzą naukowcy, przetrwają takie gatunki zagrożone jak: tchórze stepowe, żaby moczarowe, ropuchy, czy choćby pajęczaki.

Początkowo sądzono, że dla ratowania gatunku,  pary lęgowe octo stellae można byłoby przenieść do innych środowisk. Niestety, inne środowiska, głównie inteligenckie, inteligentne i lepiej wykształcone  zdecydowanie odrzuciły możliwość przyjęcia par lęgowych octo stellae.

2Ale skupmy się na wymierającym gatunku octo stellae, bo za kilka miesięcy, jak twierdzą naukowcy, mogą pozostać tylko pojedyncze osobniki. Otóż ośmiogwiazdkowcy dzielą się na dwie podstawowe podgrupy, czasem zwane podgatunkami:

  • Podgrupa A, mniej liczna, ale znacznie lepiej wykształcona posługuje się kłamstwem, oszustwem, prymitywnym cwaniactwem, czasem awanturnictwem. Także międzynarodowym. Metodami tymi zdobywa popularność podgrupy B. Jest więc pewnego rodzaju pasożytem - jak jemioła.   
  • Podgrupa B, bardziej liczna, całkowicie zdominowana przez podgrupę A i ślepo jej ufająca. Podgrupa ta zupełnie nie analizuje tego, co mówi i co robi podgrupa A. Ślepo i bezkrytycznie jej wierzy. Dożywia się okruchami w postaci chociażby „500+”, czy wiarą w kłamstwo, że przywrócono jej godność. Naturalnym środowiskiem tej podgrupy są małe miasteczka, obszary wiejskie i zapyziałe miejsca z dostępem  do jednego, albo żadnego źródła wiedzy.

Zdarzało się, i zdarza nadal, coraz częściej, że w obu grupach rodziły się zdrowsze osobniki, zarówno w grupie A, jak i B.  W okresie dojrzałości miały na tyle siły, przyzwoitości i inteligencji, że potrafiły zagrożoną dzisiaj grupę opuścić. Te osobniki dzisiaj nie muszą się już niczego obawiać. One same potrafiły się uratować.

Podgrupa A nie istniałaby bez B, natomiast B istniałaby bez grupy pierwszej i z całą pewnością lepiej. Zupełnie jak jemioła. Jemiołowość A jest oczywista – czerpie soki z podgrupy B.

Pomimo intensywnych starań konserwatywnych ekologów i znacznego wspierania podgrupy A pieniędzmi zarówno  podgrupy B, jak i całego środowiska, gatunek jest coraz bardziej zagrożony wyginięciem. Naukowcy twierdzą, że najpierw wyginie grupa A, następnie grupa B. Niebawem, przewidują naukowcy, trzeba będzie budować rezerwaty dla ostatnich osobników pisiorów - ośmiogwiazdkowców. Przypomnijmy jeszcze ich nazwę łacińską - octo stellae, nazwę angielską - species of eight stars i rosyjską - восемь звезд , bo już niedługo pozostaną  w pamięci starszych ludzi, a potem tylko w encyklopediach i podręcznikach do historii.

4