ZBYSZEK PRĘGOWSKI I JEGO BLOG
Wolnym być - mimo wszystko
Robi się późno. Czas ruszać w drogę.

Image

Zakapowałem człowieka

Trzy razy w ostatnim tygodniu dzielnicowy podjeżdżał pod mój dom. Za każdym razem żona informowała go, że jestem w pracy. Ostatnim razem dała mu mój nr telefonu. Zadzwonił dzisiaj i powiedział, że chce mnie przesłuchać jako świadka. Potem okazało się, że albo skłamał, albo się przejęzyczył. Okazało się, że na dokumencie „pouczenie…”, który już na komisariacie dostałem,  widnieje informacja, że jestem podejrzany.

Ddziel 2No dobra, pojechałem na ten komisariat. Dzielnicowy posadził mnie na krześle, które stało w rogu pokoju. Było tam jeszcze jedno krzesło, ale widać, „podejrzany” nie jest godny na nim siadywać. Źle się czułem na krześle w rogu. Te miejsca, w których przesłuchuje się „podejrzanych” tak już prawdopodobnie mają. Chodzi o upokorzenie przesłuchiwanego od samego jego wejścia. Cholernie nie jest to sympatyczne.

Potem „Pan” dzielnicowy odczytał mi moje prawa. Niewiele z tego zrozumiałem, ale prawdopodobnie też o to w takich sytuacjach chodzi. Podpisałem wyżej wymienione już „pouczenie…” i „Pan” dzielnicowy, wciąż z poważną i groźną miną przedstawił mi zarzuty. Zanim jednak przedstawił zarzuty,  spytał o majątek, o samochód, o miesięczne dochody. Wszystko budziło mój niepokój, a najbardziej dochody. Miałem wątpliwości, czy muszę tak każdemu, kto się zapyta szczerze odpowiadać.

  • Dochodyyyyy …. No chyba tego nie muszę podawać.
  • Musi pan, niech pan poda mniej więcej – powiedział „Pan” dzielnicowy, po raz pierwszy z jakąś ledwo wyczuwalną niepewnością w głosie
  • To ja podam emeryturę, bo poza tym, że pracuję to mam też emeryturę – odpowiedziałem z nadzieją, że nie będę musiał być aż tak precyzyjny.
  • To niech pan poda emeryturę – z jakąś taką satysfakcją wewnętrzną powiedział Pan dzielnicowy
  • „Mniej więcej” – odpowiedziałem cytując pana dzielnicowego – mniej więcej, mniej będzie to około 1500.

Nie spytał czego 1500, a mnie to nie przeszkadzało. Świadomie nie uzupełniłem mojej informacji o zarobkach.

Potem były zarzuty. A zarzuty dotyczyły tego, że w w dniu 11 lipca samochód zarejestrowany na moje nazwisko wyłudził miejsce parkingowe. Wielokrotnie potem, kiedy używałem określenia „wyłudził miejsce parkingowe”, „Pan” dzielnicowy poprawiał mnie, że „wyłudził usługę parkingową”. Nie widzę różnicy, ale „Pan” dzielnicowy, tak.

Potem w trakcie składania zeznania, ustaliłem, że faktycznie samochód jest zarejestrowany na moje nazwisko i jest to samochód służbowy, którym pracownicy przychodni dojeżdżają do pacjentów. „Pan”  dzielnicowy spytał, czy mogę ustalić, kto 11 lipca o 15:43 korzystał z tego samochodu.

Zadzwoniłem najpierw  do Marcina i okazało się, że to on. Pamięta to zdarzenie i po krótce mi opowiedział. Otóż podjechał na parking, żeby coś kupić w sklepie spożywczym. Zanim jednak zrobił zakupy, poszedł do banku w sąsiedztwie wyciągnąć pieniądze na zakupy. Po powrocie z banku, wszedł do sklepu i zrobił zakupy. Kiedy wyszedł ze sklepu, za wycieraczką znalazł kartkę z napisem, że  ma zapłacić 50 zł za parkowanie, ponieważ w czasie parkowania był w banku. Poszedł do pani, która wskazana była na kartce i która pracowała w pobliskim lombardzie. Widocznie lombard dorabia pilnując parkingu.  Uznał, że skoro był klientem sklepu spożywczego, do którego parking należy, oplata 50 zł jest niczym innym jak wyłudzeniem. Tak też powiedział pani z lombardu i nie zapłacił owych 50 zł. Ot i całe podejrzenie. I o to jestem podejrzany.  Teraz chyba już nie. Teraz podejrzanym jest Marcin. A ja? Czy powinienem się czuć jak kapuś? No bo przecież zakapowałem człowieka. Pracownika, dobrego pracownika, ale przecież człowieka. Kapuś, który doniósł na własnego pracownika? Dałem radę przez cały PRL, a w wolnej Polsce …. Jak żyć „Panie” dzielnicowy? – nurtuje mnie pytanie.

A wracając do mojego przesłuchania – „Pan” dzielnicowy zapisał, jak sądzę,  to co powiedziałem i powiedział, że mogę już iść, a on prześle materiały do Buska i tam przesłuchają prawdziwego sprawcę – Marcina.

A protokół? – spytałem. Nie wydrukuje „Pan”?.

- nie muszę – odpowiedział „Pan” dzielnicowy.

- jak to pan nie musi? – ze zdziwieniem spytałem.

Wtedy walnął „Pan” dzielnicowy najprawdopodobniej w „Ctrl + P” potem „Enter” i drukarka zacharczała i wypluła kilka kartek. Tak, tak – nazbierało się tego przestępstwa kilka kartek. Potem „Pan” dzielnicowy poskładał karki, spiął je zszywaczem, ptaszkiem zaznaczył miejsca w których mam podpisać. Podpisałem bez dokładnego czytania z nadzieją, że dostanę drugi egzemplarz.

Ale figa. Z makiem jeszcze. Okazuje się, że drugi egzemplarz protokołu, który podpisałem, a przypominam, że sam wymusiłem ten protokół w formie papierowej, mi się nie należy. Drukarka wypluła tylko jeden egzemplarz.

- jak to mi się nie należy spytałem zdziwiony.

- nie należy się – stanowczo, bardzo stanowczo, z pewnością doskonałej znajomości wszystkich aktów prawnych odpowiedział Pan dzielnicowy.

  • wobec tego poproszę o akt prawny, na podstawie którego nie mogę dostać dokumentów, które podpisałem. Pomyślałem sobie, że skoro nie daje mi tego protokołu, skoro nie musiał go nawet drukować, to skąd ja mam pewność, że w tym protokole nie dopisze czegoś, albo, że go całkowicie nie zmieni? Wrogość Pana dzielnicowego wobec mnie od samego początku mojego wejścia do tego pokoju na komisariacie dawała mi prawo myśleć, że coś takiego może się zdarzyć. Odwróciłem kartkę z „pouczeniem …” i byłem już gotów zapisać ważny w tej sytuacji dla mnie akt prawny na podstawie którego nie mam prawa ubiegać się o mój egzemplarz zeznania.
  • W tej sytuacji muszę poprosić kierownika komisariatu – powiedział Pan dzielnicowy i wyszedł.

Po dłuższej chwili wrócił w towarzystwie drugiego, jak się domyślam – kierownika. Wciąż czekałem w gotowość do zapisania owego aktu prawnego, ale w pewnej chwili pomyślałem , że lepiej będzie, jak to, co mówi Pan kierownik nagram na dyktafon. Powiedziałem o tym kierownikowi w obecności dzielnicowego.

  • jak tak (że chcę nagrywać), to ja muszę się przygotować – odpowiedział Pan Kierownik i wyszedł. Wychodząc powiedział, że potrzebuje jakieś 5 minut. Mam nagranie.

Nie było go dłuższą chwilę, po czym wrócił z jakimiś książkami i zaczął mi wyjaśniać. To nagranie zarchiwizowałem.

Potem wyszedłem  z przesłuchania w komisariacie bez mojego dokumentu z przesłuchania z głębokim przekonaniem, że mi się należał i w takim stanie pozostanę do Bożego Narodzenia, a może nawet Wielkiej Nocy. Albo dłużej

Ps. Czy wiecie teraz, dlaczego przestępcy nie są łapani? Bo nasza Policja ściga dłużników za 50 zł. Tylko ten jeden dzielnicowy, aby przesłuchać, teraz wiemy że niewinnego, na trzy dojazdy i czas przesłuchania  zmarnował co najmniej 2,5 godziny. Ile takich spraw, tylko ten jeden dzielnicowy ma w tygodniu, w miesiącu, w roku?